Twoje dziecko płacze, a ty czujesz wściekłość. Wiesz, że nie powinno cię to tak uruchamiać, ale coś w środku cię zalewa. Twój maluch mówi „boję się”, a ty słyszysz w głowie: „Nie ma czego się bać, nie wymyślaj” – tak jak mówiła twoja mama… Dziecko chce się przytulić, ale ty odruchowo się odsuwasz, sam nie wiesz dlaczego.
To nie znaczy, że jesteś złym rodzicem, ale być może coś z twojego dzieciństwa właśnie się odezwało!
“Triggery”
Daniel Siegel, profesor psychiatrii, mówi o „wyzwalaczach relacyjnych” – to sytuacje (po angielsku “trigger”), które nie są „duże” same w sobie, ale wyzwalają pewne wrażliwe obszary w nas, prowadząc do odruchowych, przerysowanych reakcji.
Jeśli twoje potrzeby były ignorowane, możesz czuć się rozdrażniona, gdy twoje dziecko czegoś od ciebie chce – bo twój układ nerwowy nie zna tego uczucia „mam prawo prosić i być usłyszanym”. Twoje wewnętrzne “dziecko” czuje bunt, bo zaczyna silnie odczuwać własne braki.
Potwierdzone naukowo fakty
Spójrzmy na badania, które zwracają uwagę na zależność między naszym dzieciństwem, a rodzicielstwem.
Badanie: Main, Kaplan, Cassidy (1985)
– pokazuje, że styl przywiązania przekazuje się z pokolenia na pokolenie w ok. 75% przypadków – chyba że następuje jakaś „interwencja”, czyli np. terapia, wsparciie, refleksja, pomocna książka.
Badanie: Lieberman, Van Horn (2005)
– mówi o tzw. emocjonalnym dziedziczeniu traumy, nawet jeśli nie mówimy o przemocy. To nie musi być tak mocne przeżycie, bo dziedziczymy też milczenie, chłód, brak obecności.
Wrócimy na chwilę Daniela Siegla, który w swoich badaniach pokazał, że relacje dosłownie kształtują strukturę mózgu. Jak to możliwe? Sposób w jaki rodzic reaguje na emocje dziecka, wpływa na integrację różnych części mózgu – emocjonalnej (ciało migdałowate), poznawczej (kora przedczołowa) i zmysłowej. Kiedy rodzic wspiera dziecko w regulacji emocji i nazywa je, to jego mózg uczy się łączyć emocje ze słowami. To nazywa się integracją poziomą i pionową.
Siegel udowodnił, że dzięki takim doświadceniom dzieci uczą się regulować emocje, zamiast je tłumić. Z kolei brak tych doświadczeń może prowadzić do trudności z empatią, impulsywności, wybuchów.
Co ważne – żeby wspierać dziecko, sam rodzic musi mieć „zintegrowany mózg”. To dlatego nasze dzieciństwo i zaopiekowanie emocjonalne ma tak duże znaczenie.
Plecak emocjonalny
Można użyć metafory, że każdy z nas niesie plecak, który został spakowany w dzieciństwie. Są w nim obszary zaopiekowane i niezaopiekowane w naszym dzieciństwie:
Pierwszym krokiem do zmiany jest właśnie uświadomienie sobie, co znajduje się w naszym plecaku. Drugim będzie zastanowienie się nad tym, jaki plecak my chcielibyśmy spakować dla swojego dziecka. Jednak nie zawsze jest to łatwe.
Wielu rodziców mówi: „Nie chcę być jak moi rodzice”. A potem przychodzi zmęczenie, napięcie, złość... i słyszą w swoich ustach słowa własnych rodziców.
Dlaczego tak się dzieje? Bo nasze reakcje są automatyczne – dopóki ich nie zauważymy i nie zrozumiemy. Czasem potrzebujemy pewnej “aktualizacji systemu”, żeby przestał ciągle wyświetlać “błąd”.
Nadzieją napawa fakt, że nawet styl przywiązania można zmienić. Jest coś takiego jak “naprawiony styl bezpieczny” (earned secure attachment). Taki styl mają osoby, które miały trudne dzieciństwo, ale potrafiły je przetworzyć, zrozumieć i zbudować nowe relacje. Jak to zrobić? Nie ma jednego przepisu, ponieważ badania pokazują że drogi są różne. Co może być pomocne:
Na koniec zostawię kilka poleceń książkowych, które mogą stać się pierwszym krokiem w zrozumieniu swojego dzieciństwa:
●“Dzieci, którymi byliśmy, rodzice, którymi jesteśmy” Beatriz Cazurro
●“Świadome rodzicielstwo” Daniel Siegel
●“Twój styl przywiązania” Diane Poole Heller
Zostawiam Was z myślą Siegla z jednej z jego książek: “Najsilniejszym wskaźnikiem dobrego sampooczucia dziecka jest samoświadomość rodzica.”